wtorek, 20 listopada 2018

"Bramy Światłości 3" Maja Lidia Kossakowska

Na finalną część Bram Światłości M.L. Kossakowskiej czekałam niecierpliwie. Cały cykl Zastępy
Anielska autorki jest jednym z moich ulubionych. Wiadomo, jak to w dłuższych seriach (ta ma 7 tomów łącznie ze zbiorem opowiadań) bywały lepsze i słabsze momenty, ale ogólnie całość piastuje wyjątkowe miejsce w moim czytelniczym sercu.

Akcja „Bram Światłości 3” rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończyła się w poprzedniej części. I wiecie co, no nie bardzo jest co do dodania odnośnie fabuły, żeby nie zdradzić za dużo.
Akcja nadal toczy się równocześnie w dwóch miejscach, w Głębi, gdzie Razjel z różnym skutkiem udaje Lucyfera oraz w Strefach Poza Czasem, gdzie przebywa całkiem spora gromada skrzydlatych różnego pochodzenia.
Wyprawa Seredy, która coraz bardziej zbliża się do Ergu,  Lucek z Daimonem którzy robią  wszystko aby do nich dołączyć i wyprawa Asmodeusza, który próbuje ich doścignąć.
Podróż staje się coraz bardziej niebezpieczna, bo prócz „zwykłych” niebezpieczeństw każdy z uczestników będzie musiał zmierzyć się z samym sobą, swoimi słabościami i lękami.

Lubię styl pisania pani Kossakowskiej, lubię jej szczegółowość, wnikliwość i niejednoznaczność. W jej książkach nie wszystko jest tym, czym się na pozór wydaje, a jej bohaterowie zawsze są wielowymiarowi.
W poprzednim tomie Bram Światłości autorka odarła swoich bohaterów z poczucia własnej wspaniałości, o której byli święcie i nie-święcie przekonani. Pokazała ich pychę, butę i przekonanie, że wszystkie stworzenie ma paść na kolana porażone ich chwałą.
W tym tomie kontynuuje ten sposób ukazania swoich bohaterów, jest dla nich bezlitosna, obnaża ich słabości, pokazuje jak bardzo się zmienili, jak mocno są rozczarowani sobą.
To smutny obraz, gorzka do przełknięcia pigułka, gdy podziwiani bohaterowie nagle okazują się tak bardzo… ludzcy.

Sam sposób ukazania Stref Poza Czasem jest dla mnie fantastyczny, wielobarwny i zaskakujący. Autorka ukazuje wiele dawnych wierzeń i bogów, w których kiedyś  wierzyli ludzie. Pełnymi garściami czerpie z różnych mitologii. Dzięki temu, że  potrafi niesamowicie plastycznie i obrazowo opisywać wykreowany przez siebie świat, oddała  jego wielowymiarowość i zróżnicowanie.
„Bramy Światłości 3” to całkiem inna powieść niż „Siewca Wojny”. Choć z pozoru to ci sami bohaterowie, to jednak są już całkiem inni, przygniecenie brzemieniem, którego nie chcieli, wplątani w układy, zależności i tęskniący za czasami gdy Jasność przebywała pośród nich, a ich życie nie miało tego niepokojącego odcienia szarości.
Razem z moimi ulubionymi bohaterami przeżywałam rozczarowania, czepiałam się ostatkiem sił nadziei, tęskniłam, poddawałam się zwątpieniu i rozpaczy.

W powieści nie zabrakło charakterystycznego dla autorki humoru, cierpkiego i sarkastycznego. Wątek rozgrywający się w Głębi, gdzie utknął Razjel był dla mnie świetnie skonstruowany, a jego rozgrywka z Nergalem trzymała w napięciu i jakoś tak mocno kojarzyła mi się z poczynaniami Berii i NKWD.
Byłam pewna, że z tej całej maskarady nic dobrego nie wyniknie i w gruncie rzeczy miałam rację. Przyznaję, że czekałam na każdy rozdział, który dotyczył Razjela, bałam się o niego i tego, co autorka z nim zrobi.
Bardzo niewiele za to było momentów, gdy akcja przenosiła się do Królestwa i Gabriela. Trochę mi go brakowało, czułam niedosyt jego postaci. Co prawda to nie tak, że go wcale nie ma, ale jak dla mnie pojawiał się zdecydowania za mało. Podobnie zresztą jak w przypadku Asmodeusza. Ten czort od początku był jednym z moich ulubionych bohaterów i zawsze czekałam aż się pojawi.

Wszystkie trzy części Bram Światłości zmierzały wg mnie do zakończenia, które zaserwowała mi autorka. Jest to dla mnie odpowiednie zwieńczenie i tej wyprawy i historii.
Smutne, gorzkie, pozostawiające dziurę w sercu.
Bo najgroźniejszym przeciwnikiem,  z którym bohaterowie zostaną zmuszenie się zmierzyć, będą…oni sami.
Czekałam długo na ostatni tom z cyklu i teraz mam wrażenie, jakby uszło ze mnie całe powietrze. Bo to przecież OSTATNI tom cyklu, który tak bardzo lubię, ostatnie spotkanie z bohaterami, których pokochałam.
Czy liczę na to, że autorka wróci do moich ulubionych Świetlistych i Głębian? Oczywiście! Mam nadzieję, że nie porzuci ich całkowicie i pozwoli mi się jeszcze kiedyś z nimi spotkać, choćby na krótko, choćby w jednym czy dwóch opowiadaniach.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz