"Frankenweene" to film w reżyserii Tima Burtona. Bazuje on na jego krótkometrażówce z lat 80.
W skrócie można napisać, że jest to historia Victora, którego wierny psi przyjaciel ginie w wypadku, a chłopiec z rozpaczy i tęsknoty postanawia go ożywić. Powoduje to lawinę niespodziewanych wydarzeń, zwłaszcza, gdy tajemnica wychodzi na jaw.
To tyle jeśli chodzi o skróty, bowiem w filmie Burtona jest sporo wątków pobocznych, które razem tworzą niesamowity obraz.
Tak więc mamy wątek ożywienia psa, szkolny konkurs naukowy i związaną z nim rywalizację, psie love story, nieśmiałe pierwsze zauroczenie Victora i kilka innych, pobocznych, ale nie mniej ważnych wątków.
Obraz z 2012 roku nie odbiega wiele od swojego krótkometrażowego poprzednika, ale otrzymujemy bardziej rozbudowaną (z przyczyn oczywistych) wersje tej samej historii.
Uważam jednak, że nie jest to animacja kierowana do dzieci, a na pewno nie do tych młodszych.
W filmie jest kilka momentów, które mogłyby wystraszyć zbyt młodego widza, a i nie wyłapał by on wielu nawiązań do wcześniejszych filmów reżysera i klasyków horroru.
Wyjątkowo głosów głównym bohaterom nie użyczyli wcale Johnny Depp i Heleny Bonham Carter. Burton do współpracy zaprosił za to Winnonę Ryder i Catherine O'Hara .
Ktoś może zarzucić reżyserowi powielanie własnych pomysłów i brak świeżości. Ja się z tym nie zgadzam.
Frankenweene jest bowiem pełną czarnego humoru i makabry opowieścią, pełną magii, uroku i cudownej muzyki. To niejako hołd złożony klasykom horroru i wcześniejszym animacjom poklatkowym reżysera.
Opowieść jest rozbudowana, pełna wartkiej akcji. Kukiełki są cudowne, niektóre groteskowe, samym swoim wyglądem nawiązujące do bohaterów filmów grozy. Całość utrzymana we wspaniałym Burtonowskim klimacie.
Frankenweene to animacja stworzona metodą poklatkową. Czerpie z klasyki horroru pełnymi garściami, a klimat baśniowo-makabryczny wycieka z obrazu w każdej minucie filmu.
Efektu dopełniają czarno-białe zdjęcia, wspaniała muzyka Danny’ego Elfmana i mnóstwo takich smaczków, jak nawiązania do wcześniejszych filmów Burtona.
Wszystko idealnie ze sobą współgra, a pełne emocji sceny okraszone poruszająca muzyką, wprawiają widza w oczekiwanie na to, co za chwilę się wydarzy.
Nie jeden raz się wzruszyłam oglądając tą animację.
Chłonęłam klimat filmu przez cały seans.
Dostałam obraz w starym, cudownym stylu Tima Burtona. Nie każdemu służy powrót do przeszłości, ale Burtonowi jak najbardziej.
W tym filmie każdy detal krzyczy, że to obraz TIMA BUTONA.
Jeśli kolejne jego obrazy będą pełne wszystkich elementów, za które tak kocham filmy reżysera – to czeka mnie wiele wspaniałych obrazów.
*zdjęcia pochodzą ze strony www.filmweb.pl
Z filmów Burtona oglądałam chyba tylko "Gnijącą pannę młodą" i jeśli mam być szczera to podobała mi się przeciętnie - liczyłam na coś więcej. Dzięki Tobie dam Timowi jeszcze jedną, ostatnia szansę. Mam nadzieję, że "Frankenweene" mnie nie zawiedzie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! (I zapraszam, oddaję wszystkie szczere komentarze) ^^
Czytam, piszę, recenzuję, polecam
Tim Burton to bardzo specyficzne kino, pełne grozy, groteski i czarnego poczucia humoru.
UsuńJa osobiście uwielbiam :)