czwartek, 4 lutego 2016

"Przejście" Justin Cornin w post apokaliptycznej opowieści rodem z najgorszych koszmarów.





Przejście. Justin Cornin (tom 1 Trylogii Przejścia)

Wirus odkryty w boliwijskiej dżungli, przywieziony do USA.
Tajne eksperymenty w bazie wojskowej na dwunastu skazańcach oraz sześcioletniej dziewczynce.
Następuje wielka rozpierducha i cała dwunastka sieje pogrom w całej Ameryce mordując kogo się da, a co dziesiątą osobę zarażając wirusem.
Armagedon w pełnej krasie.
Zdecydowanie.

Ktoś mógłby powiedzieć, że to już było.
Bo i Stephen  King pisał o zagładzie ludzkości w Bastionie i Robert McCammom w Łabędzim Śpiewie.
Co więcej obaj panowie opowiedzieli swoją wizję zagłady iście po mistrzowsku.

Mimo to jednak, warto sięgnąć po Przejście, bo autor nie napisał niczego wtórnego. Ma swój pomysł na armagedon i dobrze sobie radzi z jego realizacją.

Wirus, który tak „beztrosko” testuje wojsko na dwunastu skazanych na śmierć przestępcach, ma im przedłużyć życie i zwiększającym siłę fizyczną. Niestety ubocznym skutkiem jego działania jest przemiana ludzi w wampiry…
Bez obaw, nie te świecące na słońcu, ani uczłowieczone, zakochane jednostki.
Autor przedstawia wampiry – nazwane później wirole – jako stworzenia wyjątkowo krwiożercze, z ponadprzeciętną siłą oraz szybkością. Wirole nie posiadają magicznych umiejętności, choć dzięki swojej sile, wytrzymałości i szybkości, potrafią wzbijać się w powietrze i atakować z góry.
Wojsko planuje wykorzystać nowy gatunek, jako broń biologiczną, odporną na zranienia czy broń chemiczną.
Bo wirola nie tak łatwo zabić, choć nie jest to niemożliwe, zwłaszcza przy ich nadwrażliwości na światło.

Ale jest wyjątek.
Tym wyjątkiem jest mała dziewczynka – Amy – której zostaje również podany wirus.
Wirus, który sprawia, że Amy się zmienia, ale nie w potwora.

Książka dzieli się na dwie części.
Pierwsza dzieje się w czasach obecnych, opowiada w jaki sposób doszło do powstania wiroli i do ich wydostania się z ośrodka wojskowego.
Opowiada historię agenta FBI Wolfgasta, który dyskretnie przywozi wybraną dwunastkę skazańców do bazy.
Jego ostatnią misją jest przywiezienie Amy. Świadomość, co wojsko chce zrobić z małą dziewczynką, budzi w agencie wewnętrzny sprzeciw. Postanawia ocalić dziecko i wraz z Amy uciec, niestety zostają złapani, a wirus podany dziecku.
Gdy przemienieni skazańcy wydostają się na wolność, to właśnie agent Wolfgast wywozi Amy z ośrodka. Ukrywa się z dziewczynką wysoko w górach, przeczekując tam pierwszy rok rozprzestrzeniania się wampirów po Ameryce.
Dba o dziewczynkę i akceptując jej odmienność, którą spowodował wirus.

Druga część rozpoczyna się prawie 100 lat po wybuchu epidemii. Ludzkość to garstka ludzi, ukryta w wojskowej bazie na szczycie góry, otoczona wielkimi murami. W nocy bazę oświetlają ogromne reflektory, powstrzymując wirole przed dostaniem się do środka.
Ludzie nie mają samochodów, pralek, suszarek. Prąd, docierający do akumulatorów z odległej o dzień drogi elektrowni, potrzebny jest do oświetlana nocą bazy.
Niestety akumulatory są coraz słabsze, a ludziom grozi mrok i całkowita bezbronność wobec czającego się w mroku zagrożenia.
Pewnej nocy, pod bramą bazy, zjawia się samotna dziewczyna. Zauważa to stojąca na straży Alicia, która ryzykuje życiem, wychodząc poza mury aby ją uratować.
Tą dziewczyną jest nastoletnia Amy.
To wydarzenie jest katalizatorem wydarzeń, które doprowadzają do tego, że Alicia, Amy i jeszcze kilka osób opuszcza bezpieczną bazę i wyrusza w daleką i niebezpieczną podróż do Kolorado – miejsca gdzie sto lat wcześniej zaczęła się epidemia.


Przejście to dość spora objętościowo książka. Ale absolutnie nie powinno to nikogo odstraszyć, bo czyta się ją wyjątkowo szybko. A to za sprawą wartkiej akcji i serii niesamowitych przygód jaka przytrafia się wędrującej do Kolorado grupce ludzi.
Prócz Alici i Amy jest tam Peter, Michael, Caleb, Sara (siostra Michela) oraz Hollis.
Cała grupa podąża śladem sygnału radiowego z Kolorado, który odkrył Michael. Są przekonani, że znajdą tam pomoc dla pozostałych w bazie ludzi, którym grozi ciemność i wirole.

Podróż szybko przekształca się w walkę o przetrwanie. Autor nie daje swoim bohaterem za dużo wytchnienia od wiroli oraz innych niebezpieczeństw.
Książka jest przesiąknięta strachem przed nocą i wampirami.
Mało jest miejsc, gdzie bohaterowie mogą poczuć się bezpiecznie gdy zapadnie zmrok, odpocząć i nabrać sił przed dalszą drogą.

Historia opowiadana przez Justina Corina jest bardzo rozbudowana, autor poświęca sporo czasu drugoplanowym bohaterom i ich historiom. Wiele czasu dostają również nasi bohaterowie na swoje swoje przemyślenia, dylematy, obawy.
Przez to momentami powstają dość długie przerywniki w akcji, historia gwałtownie zwalnia. Nie mogę powiedzieć, aby były to nudne momenty w książce, wręcz przeciwnie, niemniej jednak odciągały mnie one od głównego wątku i bohaterów.

Autor ma niewątpliwie talent do tworzenia nastroju grozy i lęku. Bardzo obrazowo pokazuje czytelnikowi Amerykę po apokalipsie oraz próby radzenia sobie z ciągłym zagrożeniem, pozostałej przy życiu garstki ludzi.
Zwłaszcza, że są oni przekonani, że na kontynencie nie pozostał  żaden inny żyjący człowiek prócz nich.

Fabuła jest niesamowicie ciekawa, podoba mi się sposób ukazania wampirów oraz wizja świata po rozprzestrzenienia się wirusa.
Autor nie zdradza czytelnikowi co działo się z Amy przez prawie sto lat, dlaczego wirus nie zadziałał na nią jak na pozostałych zakażonych.
Zapewne dowiem się tego z kolejnych tomów trylogii.
Postacie są ciekawe, dobrze skonstruowane. Może polubić każdego z głównych bohaterów, zrozumieć ich decyzje i motywy.

O niektórych wydarzeniach dowiadujemy się z dzienników, które pisały dwie osoby. Jedną z nich jest nazywana przez wszystkich Ciocią, krewna Petera. Opisuje ona czas, gdy po wybuchu epidemii, wojsko ewakuowało z miast dzieci i wywiozło je pociągiem do bazy w Kalifornii.
Druga osoba to Sara, biorąca udział w podróży do Kolorado wraz z Peterem i resztą.
Takie rozwiązanie na przedstawienie niektórych wydarzeń, może sugerować, że wirole nie pokonały całkowicie ludzi, a ludzkość dostała szansę aby się odrodzić.

Czy tak się faktycznie stanie, dowiem się z kolejnych tomów, po które na pewno sięgnę.
A książkę Przejście polecam każdemu, kto lubi tematykę post apokaliptyczną, przedstawioną w ciekawy sposób opowieść.
Tak jak zapewniał S. King – od książki trudno było mi się oderwać i czytałam ją z ogromną przyjemnością.

*zdjęcie pochodzi ze strony  www.lubimyczytac.pl









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz