"Belladonna" Adalyn Grace.
Historia dziewczyny, która nie tylko nie mogła umrzeć, ale i widziała śmierć we własnej, intrygującej osobie. Gdy w domu, do którego trafia - domu jej rodziny - zaczynają się dziwne wydarzenia, Signa zrobi wszystko aby odkryć prawdę. O Śmierci, o rodzinie i samej sobie.
Nie ukrywam, uwielbiam motyw, gdzie Śmierć ma ludzką postać i jest jednym z bohaterów. Dlatego Belladonna od razu pochwyciła moją uwagę. Nie mogąc się doczekać, kupiłam książkę w oryginale, zaczęłam czytać i... utknęłam na 1/4 i ani rusz do przodu. Nie byłam pewna, czy to mój niewystarczający angielski czy książka sama w sobie, ale postanowiłam ją odłożyć i poczekać na polskie wydanie.
A gdy się pojawiło, kupiłam ebooka i zaczęłam czytać.
Początek, który przeczytałam po angielsku, odebrałam tak samo po polsku. Ale poczułam się zaintrygowana i czytałam dalej.
Nie powiem, książka rozkręciła się, akcja nabrała tempa, tajemnica wciąż czekała na odkrycie, a postacie, które wykreowała autora były ciekawe. Oczywiście Śmierć z marszu stał się moim ulubionym bohaterem i wszystkie momenty, gdy się pojawiał czytałam na jednym wydechu. Sama główna bohaterka była ciekawa i interesująca, a wątek samotności dość barwnie malowany przez autorkę był poruszający.
Więc czy książkę uważam za dobrą?
Tak. To była dobra lektura, ale tylko dobra. Spodziewałam się fajerwerków, wielkiego TADAM i oszałamiającego wątku miłosnego.Teoretycznie to wszystko dostałam, ale bez tego OCH, które wyrywałoby mi się z ust podczas czytania. Zabrakło mi również tej otoczki gotyckiego klimatu, niby powinien być, ale jakoś go nie czułam. Za to zakończenie i wyjaśnienie tajemnic było satysfakcjonujące, choć cliffhanger na końcu nie wprawił mnie dobry humor 😉
Czy sięgnę po drugą część?
Szczerze mówiąc nie wiem, na pewno poczekam na więcej opinii gdy już się pojawi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz