sobota, 23 listopada 2019

"Magia cierni" Margaret Rogerson

Elisabeth wychowuje się w Wielkiej Bibliotece. Miejscu gdzie żyją wyjątkowe grymuary, których
pilnują strażnicy. Grymuary, w których zaklęta jest magia.
Elisabeth mimo młodego wieku wie na pewno kilka rzeczy, że chce zostać strażniczką i że wszyscy magowie są źli, a magia to coś mrocznego i niebezpiecznego.
Mimo młodego wieku, jej poglądy są dość stanowcze, aż nadejdzie dzień,  który zmieni całe życie dziewczyny, a ktoś kto jeszcze do niedawna był wrogiem, teraz staje się sprzymierzeńcem.
Wplątana w straszną zbrodnię dziewczyna będzie zmuszona zwrócić się o pomoc do czarodzieja. A to da początek niesamowitym wydarzeniom.

Już dawno wyrosłam z literatury młodzieżowej, czy to w fantasy czy innych gatunków. Czasem jednak pojawia się książka, która zaintryguje mnie na tyle, że pomimo wieku głównych bohaterów i tak się na nią skuszę.
Tak właśnie było z „Magią cierni” Margaret Rogerson.

Akcja powieści jest dość wartka i zaczyna się naprawdę ciekawie. Nie miałam problemów żeby wczuć się w ten wyjątkowy klimat, jaki w powieści stworzyła autorka. Niebezpieczne grymuary, które mogą stać się czym naprawdę złym i niejako żyją.
Tajemnice, spiski, knowania i młoda, ciut naiwna bohaterka. Czy to mogło się udać?
Oczywiście że tak i wg mnie autorce udało się całkiem dobrze. Potrafiła nakreślić wiarygodnych bohaterów, pokazać ich tak normalnie, bez przerysowania, bez irytującej maniery wszystkowiedzących nastolatków, którzy i tak popełniają jedną durnotę za drugą.
Bez robienia z bohaterki tej superhero twardzielki, a z bohatera mrocznego gniewnego.
Podobali mi się oboje, i Elisabeth i Nathaniel. Para głównych bohaterów to duży atut powieści.
Ale nie tylko ta dwójka jest tak ciekawa, bo w tej książce pojawia się postać wyjątkowa, intrygująca i cudownie niejednoznaczna, czyli Silas.
Jak bardzo on mnie oczarowała, jak wczytywałam się w sceny z jego udziałem, jak czekałam, żeby znów się pojawił. Całkowicie mnie zawojował i skradł moje serce.

Mimo, że książka nie ustrzegła się pewnej schematyczności, to jednak żyjące i niebezpieczne grymuary to coś, czego aż tak często się w powieściach fantasy nie spotyka.
Również sposób ukazania magii przypadł mi do gustu, choć i tu nie znajdziemy niczego, czego by nie było w innych książkach.
Mimo to autorce udało się te elementy opisać po swojemu, lekkim i bardzo przyjemnym stylem, sprawnie posługując się słowem, sprawiając, że powieść wciągała od pierwszej strony.
„Magia cierni” to naprawdę dobrze napisana powieść i czytało mi się ją z prawdziwą przyjemnością.

Jeśli chodzi o wątek miłosny, to jak najbardziej pojawia się, ale nie jest osią fabuły. Jest, autorka do niego nawiązuje, ale ani przez chwilę nie przytłacza fabuły i co jeszcze ważniejsze, nie robi z bohaterki bezmyślnej idiotki, gdy ta tylko odkrywa, że się zakochała.
Elisabeth jest sobą od początku do końca i nawet pierwsza miłość nie wypala jej mózgu, ani nie skłania do idiotycznych zachowań.
Należą się za to brawa dla Margaret Rogerson, bo z własnego doświadczenia wiem, że wcale nie jest łatwo utrafić tak fajnie poprowadzony wątek romantyczny w książkach młodzieżowych.

„Magię cierni” mogę uczciwie polecić. Klimat wiekowej biblioteki, szepty grymuarów, magia, tajemnice i fajni bohaterowie.
Do tego wartka akcja i sensowna postać kobieca.
Czy można chcieć więcej?
Ja bym chciała drugi tom, ale ta powieść to jednotomówka, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
Powieść polecam i chętnie sięgnę po kolejne książki autorki, nawet jeśli znów będą kierowane do młodzieży.



2 komentarze:

  1. Tak wyglądać powinna rasowa młodzieżówka, bez zapychaczy, scen i innych nieodpowiednich rzeczy. Cudna była!

    OdpowiedzUsuń