niedziela, 4 sierpnia 2019

"33 razy, mój kochany" Nicolas Barreau

Julien to pisarz mieszkający w Paryżu. Niedawno z powodu nowotworu stracił żonę, którą kochał
nad życie. Helene miała trzydzieści trzy lata i przed śmiercią wymogła na mężu obietnicę, że gdy umrze, ten napisze do niej 33 listy, każdy za rok jej życia.
Julien pogrążony w żałobie i starający się zapewnić opiekę swojemu synowi Arturowi, początkowo nie chce pisać listów.
Ale przyjdzie taki dzień, że mężczyzna zacznie je pisać i umieszczać w skrytce w nagrobku.
Aż pewnego dnia, gdy będzie chciał schować kolejny list, odkryje, że wszystkie zniknęły, a w ich miejscu pojawiło się kamienne serce…

Czytając opis powieści, od razu byłam pewna, że to książka dla mnie. Miałam swoje oczekiwania i byłam przekonana, że wiem jak wszystko będzie na kartach powieści rozwiązane.
I gdy zaczęłam już książkę czytać, okazało się, że ogromnie się myliłam.
Książka nijak się miała do moich oczekiwań, za to okazała się…zdecydowanie lepsza!
Pierwszy plus, to historia gdzie głównym bohaterem jest mężczyzna i z jego punktu widzenia prowadzona jest narracja.
Julien dzieli się czytelnikami swoimi myślami, swoją żałobą i tym jak ją przeżywa. To piękny, choć przepełniony głębokim smutkiem obraz człowieka, który stracił miłość swojego życia.
Śledzimy jego poczynania, wizyty na cmentarzu Montmartre, jego codzienność wypełnioną żałobą i tęsknotą. 

Kolejnym plusem jest piękny język jakim powieść jest napisana. Jest taki aksamitny, płynny, melancholijny. Czytanie tej powieści to była czysta przyjemność i już za sam język należą się autorowi ukłony.
Oczywiście to nie jedyne plusy tej powieści. Opisy Paryża, jego ulic, kafejek, miejsc – autor zrobił to niezwykle plastycznie, potrafił oddać klimat miasta, ale nie ten folderowy dla turystów. Pokazał czytelnikowi Paryż oczami jego mieszkańca, który to miasto kocha. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie, byłam zachwycona i oczarowana.

Sama historia, pomimo, że przepełniona smutkiem, ma w sobie oczywiście odrobinę optymizmu i wiary w przyszłość.
Znikające listy, a w ich miejsce pojawiające się różne przedmioty, to początek intrygującej drogi Juliena do uleczenia duszy i pogodzenia się ze śmiercią ukochanej żony.
Ale mimo, że brzmi to prosto, wcale takie nie jest. To powolny i bolesny proces, któremu mimo wszystko, dzięki listom nasz bohaterem się poddaje.
Autor w piękny i poruszający sposób ukazał radzenie sobie z żałobą i utratą najbliższych. Nie epatuje ciągłym dramatyzmem, serce bohatera nie rozpada się co trzecie zdanie na milion kawałków,  a jednak potrafił mnie niesamowicie wzruszyć i doprowadzić do łez.
Nie ma w tej książce ani odrobiny sztampowości i działania na wyświechtanych schematach. Jest tu za to morze emocji, piękny język i poruszająca opowieść.
Opowieść o człowieku, jego stracie, jego mieście i odzyskiwaniu nadziei.

Jestem zachwycona tą książką. Właśnie takiej powieści mi od dawna brakowało i czekałam aż się pojawi.
I oto jest. „33 razy, mój kochany” autorstwa Nicolasa Barreau.
I choć od początku czuć, że książka zapewne skończy się dobrze, to jednak nie jest to taki typowy happy end, gdzie nagle znikają troski, a przeszłość odchodzi w zapomnienie.
Zakończenie jest prawdziwe, życiowe i wzruszające. Słowem – cudowne.

Jeśli lubicie pięknie napisane powieści obyczajowe, w których rozpacz miesza się z nadzieją, gdzie autor pisze pięknym i plastycznym językiem i potrafi wzruszyć bez zbytecznej ckliwości – to polecam „33 razy, mój kochany”.
Ja jestem oczarowana tą powieścią i chętnie sięgnę po kolejne książki autora.

2 komentarze: