
Jaksa
jednak jest ciekawym jegomościem, więc udaje się do klasztoru Dominikanów,
gdzie przebywa brat Gotfryd - inkwizytor.
Razem
postanawiają rozwikłać zagadkę tajemniczego zgonu, do swego dochodzenia wciągając
przyjaciela Jaksy - Lamberta.
I gdy
wydaje im się, że już wiedzą o co chodzi, dochodzi do kolejnej śmierci, a tropy
zaczynają prowadzić do owianego złą sławą zamku Lemiesz i pewnego...
strzygonia.
Przyznacie
sami, że powieść zaczyna się intrygująco i ciekawie, a uprzedzam - potem będzie lepiej.
Autor w
barwny i obrazowy sposób tworzy tło historyczne swojej opowieści. Serwuje
czytelnikowi sporą porcję historycznych postaci, dokładając do nich nie mniej
ciekawych bohaterów fikcyjnych.
Opisy
panujących tamtych czasach obyczajów i
fakty historyczne są podane w przyjemnej i ciekawej formie, język jest
dostosowany do epoki, o której pisze autor, a jego styl lekki i całkiem
przyjemny.
Już na
samym początku poznajemy głównych bohaterów, których jest trójka. Brat Gotfryd,
Jaksa oraz Lambert. I mimo, że o ich
życiu autor nie pisze elaboratów z najdrobniejszymi szczegółami, to mamy
możliwość poznać ich przeszłość i co sprawiło, że znaleźli się właśnie w tym a
nie innym miejscu i na tym konkretnym etapie swojego życia.
Już od pierwszej
chwili polubiłam całą trójkę, choć zdecydowanie najbarwniejszym bohaterem
okazał się Lambert.
Autor w
swoją opowieść wplótł wiele wydarzeń historycznych, które okrasił swoim
"tak to mogło wyglądać". Do tego dodał sporą porcję humoru i
tajemnicę owianego złą sławą zamku Lemiesz i jego martwego (czy aby na pewno?)
właściciela. Dołożył wątek kryminalny, który niebezpiecznie zahaczał o spisek
na szeroką skalę, a wszystko ze sobą zmieszał w przyjemny i intrygujący czytelnika
sposób.
Co jeszcze
zwróciło moją uwagę i zasłużyło u mnie na duży plus?
Otóż w
1273 roku nasz kraj był już długo po chrzcie polski, ale wśród ludzi nadal
panowały wierzenia słowiańskie, bano się strzyg, wampirów czy rusałek,
potajemnie składano dary dawnym bogom, a brat inkwizytor Gotfryd ścigał
heretyków i miał pełne ręce roboty.
Autor
bardzo ciekawie pokazał, jak przeplatała się ze sobą stara i nowa wiara, jak
nawet inkwizytor znał metody walki ze słowiańskimi demonami i wydaje się
również, że wierzył w ich istnienie.
Akcja
powieści jest bardzo dynamiczna i naprawdę wiele się dzieje na kartach powieści,
których znowu nie jest tak wiele, książka bowiem ma tylko 240 stron.
Jaksa i
Lambert to udane połączenie rycerza z hultajem, co to nie wylewa za kołnierz, obaj
są skorzy do bitki, ale nie obce im jest poczucie honoru i lojalność wobec
przyjaciół. Brat Gotfryd natomiast jest odpowiednio ponury i mrukliwy, do tego
ma wewnętrzne rozterki odnośnie roli jaką pełni - bycia inkwizytorem.
"Pęknięta
korona" to nie jest powieść wybitna, ale to całkiem udana i wciągająca
historia, ze sporą dawką historycznych
wydarzeń, ciekawych informacji na temat słowiańskich wierzeń, do tego okraszona
niekiedy sarkastycznym poczuciem humoru i z ciekawą tajemnicą do rozwikłania.
Czytanie
tej książki, to był przyjemnie spędzony cza i ciekawa byłam o co w tej całej
awanturze chodzi.
Na koniec
za to dowiedziałam się, że niekiedy zwycięstwo ma bardzo gorzki smak, a
niektóre wydarzenia nie da sie zakwalifikować jak jednoznacznie dobre lub złe.
Czy
polecam tą powieść?
Jeśli
tylko lubicie awanturnicze przygody rycerzy nie bez skazy, okraszone
historycznym tłem i wplecionymi w fabułę wydarzeniami, które miały miejsce, do
tego chcecie się czasem pośmiać i poznać bohaterów, których się lubi od
pierwszej strony - to tak, zdecydowanie polecam "Pękniętą koronę".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz