Od dłuższego już czasu nie udaje mi się trafić na naprawdę dobry film obyczajowy.
Książki – owszem, ale z filmem już gorzej.
Kiedy więc zaczął się „Już za tobą tęsknię”, zaczęłam oglądać chyba tylko dlatego, że kompletnie nie chciało mi się ruszyć spod koca po pilota.
Film, którego reżyserem jest Catherine Hardwicke, a główne role grają Toni Colette i Drew Barrymore, to słodko –gorzka opowieść o wyjątkowej przyjaźni pomiędzy Milly i Jess oraz dramatem, jakim okazuje się śmiertelna choroba jednej z nich.
Zawiązanie się wyjątkowej przyjaźni poznajemy dzięki migawkom z różnych okresów życia przyjaciółek, pierwszy pocałunek, seks, alkoholowe upojenie, pierwsza ciąża Milly.
Więc co się takiego stało, że gdy Jess rodzi upragnione dziecko, nie ma z nią przyjaciółki?
O tym właśnie opowiada dalsza część filmu.
Milly to kobieta spełniona, ma cudowną rodzinę, wspaniałego męża, pasjonującą pracę i wygląd, którego pozazdrościłaby jej każda nastolatka.
Wszystko to okazuje się być ulotne, gdy Milly słyszy diagnozę: rak piersi.
Najpierw chemioterapia, następnie mastektomia. Gdy nowotwór daje przeżuty do mózgu, kobieta uświadamia sobie z pełną mocą, że tę walkę już przegrała.
Film, mimo tak poważnego tematu, łączy w sobie w udany sposób humor ze smutkiem
Są chwile gdy nie sposób się nie roześmiać, a jednak nie udaje się również powstrzymać łez, gdy obserwuje się ostatnie miesiące i tygodnie życia Milly.
Niemniej ważni w filmie są również bohaterowie drugoplanowi, mąż Milly, partner Jess. Mają oni swój głos w tej opowieści, są wyraziści, a reżyser pokazuje jak śmiertelna choroba wpływa na otaczających kobietę ludzi.
Walka z chorobą, to również tło do ukazania wyjątkowej więzi, która łączy przyjaciółki.
Nic nie jest w stanie zastąpić tej przyjaźni, ani rodzina, dzieci, mąż. Przyjaźń pomiędzy dwiema kobietami jest uczuciem tak silnym, że jeden dobry gest, potrafi wymazać wiele raniących słów i czynów.
Film jest wyjątkowo dobry. Nie jest typowym wyciskaczem łez, nie bazuje na emocjach związanych z powolnym umieraniem. To historia w której przeplatają się radość i smutek, szczęście z rozpaczą, miłość z odrzuceniem.
Aktorsko obraz stoi na naprawdę wysokim poziomie.
Wszyscy aktorzy pokazali klasę i swój talent.
Reżyser barwnie przedstawiła charaktery obu głównych bohaterek, ich drogi życiowe, pragnienia i dążenia. W sposób subtelny, ale nie pozbawiony mocy, ukazała również jak choroba Milly wpływała na Jess. Jej rozpacz z powodu nieudanych prób poczęcia dziecka i smutek, gdy śmiertelna choroba przyjaciółki odbiera radość z jakże upragnionej ciąży. A przede wszystkim ogromny żal, że już niedługo, zabraknie osoby, z którą dzieliła do tej pory wszystkie najważniejsze chwile w swoim życiu.
„Już za tobą tęsknię” jest pozbawiony taniej ckliwości, banałów i schematów, choć nie ustrzegł się kilku klisz z innych tego typu obrazów.
Mamy pokazane kolejne etapy zmagania się chorobą, najpierw nadzieja, potem wyparcie, następnie szaleństwa popełnione w przypływie rozpaczy, odsunięcie się od męża i próby doświadczenia jeszcze odrobiny życia.
Mimo sporej dawki humoru, film jest dość stonowany. To ciepły obraz gloryfikujący kobiecą przyjaźń, więź, której nie zniszczyła nawet śmierć. Jednocześnie to poruszająca historia walki z chorobą i prób radzenia sobie z nieuniknionym.
Nie ukrywam, że byłam ogromnie poruszona tym filmem, że wycisnął ze mnie sporo łez, ale i nie jeden raz wywołał uśmiech na mojej twarzy.
Nie jest to kino wybitne, ale jest bardzo dobre. Poruszające wiele emocji, sprawiające, że choć przez chwilę człowiek się zastanowi, czy wystarczająco docenia to co ma i życie samo w sobie.
Na końcu chcę również wspomnieć o pięknej muzyce, którą skomponował Harry Gregson-Williams. Idealnie pasuje do obrazu, oddaje charakter filmu, gdy trzeba potęguje uczucia. Jednocześnie jest na tyle subtelna, że nie przytłacza. To idealna oprawa dla emocji, które film niewątpliwie w widzu porusza.
*zdjęcie pochodzi ze strony www.filmweb.pl
Będę pamiętała o ty filmie:)
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam :)
Usuń