sobota, 23 czerwca 2018

"Esesman i Żydówka" Justyna Wydra

„Esesman i Żydówka” to historia trudnej miłości SS Bruno Kramera oraz żydówki Debory Singer.
Dziewczyna cudem ucieka z transportu żydów do Oświęcimia. Gdy ze skręconą kostką czeka na pogoń i śmierć, niespodziewania ratuje ją oficer SS, któremu niegdyś ona uratowała życie.
Tak rozpoczyna się ich skomplikowana relacja, nacechowana nieufnością, lękiem i stopniowo pojawiającym się uczuciem.
W okupowanym Krakowie Debora współpracuje z polskim podziemiem, co dodatkowo komplikuje niełatwe już relacje Żydówki z Niemcem.

Gdy sięgałam po tą powieść, wiązałam z nią ogromne nadzieje i miałam wobec niej wysokie oczekiwania.
Opis fabuły sugeruje ogromne pokłady emocji, które niewątpliwie powinna wywołać ta książka.
Jeśli chodzi o tematykę, to przyznaję, że bardzo mnie zaciekawiła. Związek oficera SS i Żydówki nie miał prawa zaistnieć w tych okrutnych czasach, a osoby w niego uwikłane mogło spotkać tylko jedno – śmierć.
Tym bardziej byłam ciekawa, jak o tym napisze autorka, jak ubierze w słowa rzecz zdawałoby się niemożliwą – miłość pomiędzy katem a jego ofiarą.
I w tym momencie zaczynają się schody, bo pomimo fascynującej i trudnej tematyki, pojawiają się minusy.
Po pierwsze sposób narracji. Przeskakiwanie pomiędzy datami wydarzeń, pomieszanie trzecioosobowej narracji z introspekcjami z punktu widzenia i Debory i Bruna, wplecenie do fabuły listów – to wszystko sprawiało, że w tej historii zapanował pewien chaos. Przez to trudno mi było przywiązać się do bohaterów, zapałać do nich jakimiś uczuciami.

Kolejny minus to kreacja bohaterów.
Z jednej strony autorka dość obszernie przedstawia ich wewnętrzne zmagania z pojawiającym się uczuciem i obserwacje toczącej się dookoła wojny i okrucieństw związanych z Holocaustem, z drugiej często odnosiłam wrażenie, że bohaterowie żyją jakby na uboczu tych wydarzeń, kompletnie nie biorąc w nich udziału. Przede wszystkim ukrywanie się w Krakowie przez Deborę było dla mnie mało wiarygodne, nie odczuwałam tego strachu przed złapaniem, śmiercią czy zesłaniem do Oświęcimia, o którym kobieta czasem myślała.
Postacie w tej powieści są dla mnie zbyt papierowe, mało wiarygodne, a niektóre ich rozmowy i zachowania były dla mnie wręcz nierealne.
W powieści pojawia się trochę bohaterów drugoplanowych, ale nie stanowią oni nawet tła dla opowiadanej historii. Są, bo w tym czy tamtym rozdziale akurat są potrzebni, mało wnoszą do fabuły, a o nich samych nie wiemy praktycznie nic.



Kolejny i chyba mój największy zarzut wobec tej książki, to całkowite odarcie jej z emocji.
Przecież w tej powieści tyle się dzieje! To najokrutniejsza wojna w dziejach, największe ludobójstwo, Holocaust, a w tym tyglu szaleństwa pojawia się miłość pomiędzy esesmanem a żydówką, której cała rodzina i bliscy, przyjaciele, sąsiedzi, masowo ginęli przez ludzi takich jak SS Bruno Kramer. Do tego działalność konspiracyjna Debory, której Bruno się domyślał.
Tu powinno się wręcz skrzyć od pełnej palety emocji, a jednak nic takiego się nie dzieje. Nadchodzą kolejne wydarzenia, pojawiają się kolejne niebezpieczeństwa, a nasi bohaterowie jakby nie zdawali sobie z nich sprawy, jakby one ich nie dotyczyły.
Chwilami nie mogłam uwierzyć, że to wszystko rozgrywa się w trakcie II Wojny Światowej.
Rozterki i wątpliwości odnośnie wojny i działań Hitlera, które coraz bardziej przepełniały Bruna były dla mnie w miarę przekonywujące, tak samo jak jego spostrzeżenia odnośnie postawy rodaków wobec okrucieństw jakich dopuściły się Niemcy w tej wojnie.
Natomiast jeśli chodzi o Deborę, to jej postaci nie pomogły nawet introspekcje, których w książce jest sporo. Wydawała mi się tak bardzo wycofana z rzeczywistości, która ją otaczała, że ciężko było mi uwierzyć, że ta kobieta posiada jakiekolwiek uczucia lub że zdaje sobie sprawę co ją otacza.


Przyznaję, że ta powieść mocno mnie rozczarowała jeśli chodzi o sposób narracji i styl. Również kreacja bohaterów ma ogromne braki. Ta powieść nie poruszyła mnie, choć to wydaje się wręcz niemożliwe, patrząc na to jaką historię opowiada.
Dla porównania chcę tutaj przywołać powieść Carli Montero „Szmaragdowa tablica”, która opowiada historię bardzo zbliżoną do tej, którą zaserwowała mi pani Justyna Wydra. Różnica jest tak, że Szmaragdowa tablica jest tak do bólu poruszająca, wywołująca tyle sprzecznych emocji, że jeszcze długo po zakończeniu lektury siedzi człowiekowi w głowie i nie pozwala o sobie zapomnieć, a to o czym opowiada wydaje się być nie fikcją literacką, a prawdziwą historią, która przydarzyła się naprawdę żyjącym wtedy ludziom.
W przypadku powieści „Esesman i Żydówka” nic takiego nie ma miejsca. Czytałam o historii Bruna i Debory i nie czułam nic. Gdyby ktoś mi powiedział, że to nie fikcja, ale autentyczne wydarzenia – nie uwierzyłabym.
Tematyka tej powieści jest wyjątkowo ciekawa i powinna porwać czytelnika. W moim przypadku tak się nie stało i uważam, że to ogromnie zmarnowany potencjał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz